Lubiłaś Go.
Lubiłaś Go za ciemne, lekko kręcące się włosy. Za zielono-brązowe oczy, które miały w sobie tą samą cechę co Twoje. Badały każdy milimetr życia w najdoskonalszej precyzji. Lubiłaś go za idealnie wykrojony nos. Za bliznę na prawym policzku. Za szeroki uśmiech, głośny śmiech. Drapiącą brodę, kiedy zamykał Cie w uścisku. Za ponadprzeciętny wzrost, który zupełnie nie pasował to Twoich 165 cm. Za prawie jedyne bezpieczne ramiona, które było dane Ci poznać.
Lubiłaś Go.
Za momenty, kiedy podawał Ci chusteczkę, lub kiedy wycierał nią łzy, spływając po policzku. Za wieczory, kiedy zabierał Cie do waszego ulubionego parku. Za możliwość oglądania z nim gwiazd. Za to, że pozwalał Ci tańczyć w deszczu. Za tulipany, którymi Cie obdarowywał. Za szarlotkę, którą piekł. Za filmy, które z Tobą oglądał. Za płyty Beethovena. Za przyjaciół, których zyskałaś dzięki niemu. Za sprzeczki. Za niekończące się momenty, kiedy Cie rozśmieszał. Za chwile, kiedy pragnął słuchać Twojej ciszy. Oraz za te chwile, kiedy przysłuchiwał się potokowi Twych słów.
Lubiłaś Go.
Za cierpliwość. Za upartość. Za donośny głos. Za pewność siebie. Za dotrzymywanie obietnic i sekretów. Za mocną dłoń, którą obejmował Twoją delikatną rękę. Za momenty pocieszania. Za chwile bliskości. Za to że był przyjacielem.
Nie była to jednostronna relacja. Ale tak bardzo się różniąca. Ona bojąc się życia, zabijała uczucia i pragnęła Go tylko lubić, a on tak cholernie pragnący jej ciepła, chciał ją kochać.
Kochał ją.
Za długie jasne włosy. Za prawie czarne, duże oczy. Za nos, który całował w chwili słabości. Za kości policzkowe. Za usta, wykrzywiające się w uśmiech. Za drobność jej ciała, którą tak często pragnął posiadać w swych ramionach. Za małe dłonie, które dziwnym trafem pasowały do Jego wielkich rąk. Za palce u stóp. Za bransoletkę na kostce. Za różaniec na prawej dłoni.
Kochał ją.
Za to, że przyjmowała go zawsze z uśmiechem. Za litry zielonej herbaty, którą mu parzyła. Za ciszę, która go uspakajała. Za pomocną dłoń. Za sekrety, które powierzała mu w środku nocy, siedząc na balkonie. Za wiecznie psującą się lodówkę, która stała u niej w mieszkaniu. Za piękno muzyki, które dostrzegł przy niej. Za momenty, kiedy łapała go za dłoń, prowadziła na środek salonu, gdzie tańczyli. Za jej przymknięte powieki, które pozwalały mu wpatrywać się w jej łagodną twarz. Za listy, które wysyłała mu, kiedy był na zgrupowaniu kadry.
Kochał ją.
Za momenty, kiedy go słuchała. Za upartość. Za zawsze wyprasowane koszule. Za to, że zapoznała Go z Bogiem. Za uśmiech. Za mądre oczy. Za cierpliwość. Za sprzeczki.
Ale nienawidzili się za jedno.
Za to, że czas, kiedy byli razem biegł tak szybko.
Żyli tak 4 lata. Ona zatrudniła się w aptece, a w wolnych chwilach pomagała swej przyjaciółce w organizowaniu przyjęć. On po europejskich wojażach osiadł w Rzeszowie. Ona i On. Przyjaciółka i zakochany.
Aż nadszedł 2016 rok.
-------------------------------------------------------------------------
I tu w zasadzie opowiadanie mogłoby się zacząć :)
PROSZĘ O KOMENTARZE ! :)
PROSZĘ O KOMENTARZE ! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz